Forum HUMANOID Strona Główna HUMANOID

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ROZDZIAŁ 2 - Optivus
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 42, 43, 44  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Małe Szare Bure




Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 15:22, 06 Sty 2007    Temat postu:

Theo! Wracaj na woz! Nie ma czasu teraz. Garret.. On gdzies.. polecial. Nieistotne to teraz. Myślę, że będąc tym, czym teraz jest, jeśli będzie chciał, to nas odnajdzie. mówiąc to wszystko, pomagam szybko Thomasowi podnieść się i wejść do wozu., po czym sam wskakuję tam lekko.

Przez chwilę spoglądam na wspomnianych przez gnoma pomocników.

Myślę, że warto by im teraz zaproponować pomoc w ucieczce wzamian.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 16:13, 06 Sty 2007    Temat postu:

Nic nie rozumiecie! Wozem nigdzie nie uciekniemy. Cholera, przecież wszystkie bramy miasta są jeszcze zamknięte a most zniszczony. Ja niemogę tak po prostu uciec... Będziemy musieli to wyjaśnić... Nie wiem jak, ale na pewno nie możemy ot tak sobie stąd odjechać... Przecież wszyscy oni wiedzą kim jestem. Tylko z Garretem będzie problem... Cholerny... On się wydawał jakiś słaby... A ci co nas zaatakowali to przecież nie działają do końca legalnie... Broniliśmy się tylko... Ja stąd nie odjadę.

Jestem pewny ostatnich słów, wypowiadam je z zacięciem. Taka jest moja decyzja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 16:29, 06 Sty 2007    Temat postu:

Ostrożnie wdrapuję się na wózTheo ma racje zwracam cie do elfki znajdujacej sie na wozie, ale tak zeby wszyscy mnie slyszeli, tak naprawde to nie powinnismy sie przejmowac za bardzo. Garreta chyba nie zobaczymy przez najblizszy czas, bo jak mowil Theo, zdawał sie byc zmeczony, wiec troche mu zajmie zanim nas odnajdzie, poza tym nie sklamiemy jesli powiemy ze to jest nasz towarzysz z przeszłosci niewidziany przez dwanascie lat i nie wiemy co sie z nim dzialo w tym czasie, a ze spotkalismy sie, to czysty przypadekm byl ranny to go probowalismy ratowac, nie wiedzac nic o jego mutacji. Poza tym mamy swiadkow, ze bronilismy sie przed atakiem ze strony nielegalnie dzialajacej organizacji, co moga potwierdzic, a poza tym to byl atak na szlachcica, a to chyba sporo znaczy w tym spoleczenstwie.
A co do swiadkow, to skoro sa po naszej stronie to mozna by ich postarac sie utrzymac po niej.
Wskazuje reka w strone gnoma i maga w bialych szatach, po czym ciezko opieram sie o burte wozu. A skoro nie mamy nic do ukrycia, no prawie nic, usmiecham sie krzywo po nosem, w kazdym razie w zaistniales sytuacji mozemy tu chwile poczekac, poza tym jakby to wygladalo, tylko winni uciekaja z miejsca zdarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 15:05, 07 Sty 2007    Temat postu:

Kurz sennie i powoli opadał by ukazać przerażający obraz popękanej ściany olbrzymiej kamienicy. Jej osmolone, niegdyś żółte tynki, kruszyły się i swobodnie opadały na gruzowisko na ulicy. Na piętrze bez ściany ukazała się jakaś postać, z daleka, w ciemności widać było jedynie zarys postaci załamującej ręce. Z okolicznych uliczek wychyliło się dyskretnie kilka osób bacznie przyglądając się z niedowierzaniem zastanej sytuacji. Na widok drużyny zgromadzonej przy wozie większość chowała się z powrotem. Na ulicy oprócz porozrzucanych kamieni leżały płonące resztki beczek i skrzyń stojących niedaleko. W powietrzu unosił się nieprzyjemny smród spalonego ciała. Rudobrody bełkotał niezrozumiale wyrażając olbrzymi, przytłaczający ból. Na ubraniu martwego elfa tliły się resztki ubrania.

Mężczyzna w białej szacie wyszedł z uliczki i szybkim zdecydowanym krokiem, nie interesując się szkodami wynikłymi na skutek wybuchów ruszył w kierunku drużyny i skraju przepaści. Obok niego lekko chwiejnym krokiem, rozglądając się wielkimi wybałuszonymi oczami szedł gnom ubraniu w lekko podniszczone ubranie typowe dla kupców, przedstawicieli tej rasy. - A wiec to jednak była prawda , to się naprawdę dzieje – Powiedział podekscytowanym głosem. Oczy przepełnione miał radością wymieszaną ze strachem. Szedł blisko towarzysza by wreszcie zatrzymać się obok wozu. Mag podszedł blisko przepaści, jasne blond włosy opadały mu lekko na twarz a szata była dziwnie, wręcz nienaturalnie, biała. Spojrzał w dół i westchnął starając się dojrzeć strzaskane resztki wozu. Odwrócił się w kierunku całego zgromadzenia. - Nie miałem zamiaru zaprzepaszczać twojego życia. Nie panikuj – powiedział spokojnym, dziwnie znajomym głosem a na dość młodej i niezwykle zadbanej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech – Nie ma za co – skierował słowa ku gnomiemu magowi. Jego oblicze było nieskażone żadną blizną, zmarszczką. Włosy błyszczały lekko a dłonie miał delikatne i jasne. Spojrzenie miał pewne i wyglądał jakby chciał się roześmiać radośnie. Do złudzenia przypominał Zorbara... tylko wydawał się młodszy i niemal idealnie zadbany.

Gnom rozejrzał się dookoła. W dłoni silnie trzymał przybrudzoną butelkę z ciemnego szkła. Spojrzał w kierunku nieba gdzie przed chwilą w przestworzach zniknął gdzieś Garret. Westchnął lekko a jego twarz przejawiała niezwykła ekscytacje.

Po drugiej stronie przepaści kilku gwardzistów stało tępo przyglądając się uszkodzonemu mostowi. Tymczasem po tej samej stronie co drużyna, około dwieście metrów od urwiska, na główną ulicę z jednej z uliczek obok sporej karczmy, wyszedł patrol sześciu strażników. Wszyscy mieli broń przygotowaną, kusze i miecze. Rozproszyli się i wolnym krokiem ostrożnie ruszyli w kierunku urwiska. Nie przejmowali się specjalnie drużyną, wypatrywali bacznie niebezpieczeństwa mogącego czyhać gdzieś nieopodal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 18:34, 07 Sty 2007    Temat postu:

Uważnie przyglądam sie gnomowi i magowi, zwlaszcza magowi, Coż bez zbednej kurtuazji powiem, ze jest za co. Gdyby nie wasz udział w tej potyczce obawiam sie, że nie wyszlibyśmy z niej bez strat. nie odrywajac wzroku od twarzy maga kontynuuje wypowiedz Pozwoli pan, ze zadam panu pytanie, ktore chyba chcialoby zadac wiekszosc moich towarzyszy. Jest pan bardzo podobny do naszego drucha ktorego ciało spadło razem z drugim wozem w przepaść. Nazwywał sie Zorbar i podobnie jak pan parał się magią. Zastanawia mnie poprostu, czy znaliscie sie lub mieliscie cos ze soba wspolnego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Golden11




Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wołomin

PostWysłany: Nie 23:38, 07 Sty 2007    Temat postu:

Z z uśmiechem, który moze wydawać sie szaleńczym, reaguję na lamenty Theo.

Theodiusie, jak nastepnym razem bedziesz chciał zginać, to daj znać. niczego nie bedziemy wysadzac a i na granatch zaoszczędzę.
Po czym śmieję się tak jakbym powiedział jakis świetny dowcip.

Zwracam sie do nowoprzybyłych:
Dziekuję za pomoc, była nam naprawdę potrzebna. Macie jakieś pomysły aby zniknąć z tego miejsca cało, z życiem i niekoniecznie kończąc w wiezieniu?

Słucham uważnie co mają do powiedzenia gnom i mag, po czym rozglądam sie po okolicy aby zobaczyć kto dokladnie sie nam przygląda. Wypatruję także rzeczy z mojego plecaka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 3:10, 08 Sty 2007    Temat postu:

Gnom wciąż lekko uśmiechnięty przyglądał się po kolei wszystkim badawczo. Co chwila odwracał wzrok by rozejrzeć się po okolicy i w kierunku zbliżającej się straży.
Mag w białej szacie był spokojny i opanowany. Spojrzał na Barleya - To ja... ale to zbyt skomplikowane, żeby teraz tłumaczyć... – powiedział znajomym głosem - Wydaje się, że mamy kilku sprzymierzeńców o których nawet nie wiedzieliśmy. – dodał uśmiechając się lekko. Wzrok skierował ku niebu upewniając się czy nigdzie nie widać „Garreta”.
Strażnicy szli powoli.
Gnom podniósł butelkę ku twarzy i wychylił chaotycznie łyka wylewając nieco zawartości na podbródek. Mag stanął bokiem do drużyny, przodem do zbliżających się strażników. Nie zwracał uwagi na szkody wyrządzone podczas walki. Był dziwnie spokojny a na jego twarzy wciąż widniał uśmiech.
Gnom wychylił kolejnego łyka i obtarł brodę rękawem. Podszedł dwa kroki do przodu i ustawił się tuż obok blondwłosego czarodzieja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 18:17, 09 Sty 2007    Temat postu:

Przyglądam się bacznie czarodziejowi i gnomowi. Gdy czarodziej mówi jestem zaskoczony, ale nie robi to na mnie wrażenia, bardziej wzbudza podejrzenia, zwracam uwagę na każdy jego gest i słowo. Kiedy staje przygotowany na nadejście strażników mówię.

Co chcesz zrobić? Chyba nie chcesz... Nie rób nic nierozsądnego...

Robię parę kroków i staję blisko czarodzieja. Przyglądam się jego twarzy.

Jak to jesteś Zorbarem? Co się znowu dzieje. A on? Możesz mi powiedzieć kim ty jesteś?

Ostatnie zdanie kieruję w stronę gnoma wyglądającego na kupca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 17:45, 11 Sty 2007    Temat postu:

Gdzieś w uliczce niedaleko rozległ się kobiecy krzyk przerażenia, przeradzający się w lament. W zrujnowanej kamienicy rozgorzały głośno okrzyki a już po chwili kilka osób wyległo na zewnątrz trzymając małe tobołki w rękach, ściskając je mocno i tuląc do ciała. Odbiegali od budynku i stawali w znacznej odległości patrząc z przerażeniem na swój dom.

Białowłosy czarodziej spojrzał ze zdziwieniem na Theodosiusa - Nie mam zamiaru nic z nimi robić. trzeba wyjaśnić szybko tą sytuację i postaram się mniej więcej wytłumaczyć wam co się stało.... choć sam nie do końca to pojmuję... – spojrzał po wszystkich by skierować wzrok na gnoma – a on... myślę, że pan mógłby się również mi przedstawić...

Gnom wciąż z entuzjazmem przyglądał się całej sytuacji wodząc wzrokiem po okolicy i co chwila radośnie spoglądając na drużynę i na ubranego w biel maga, na jego słowa spojrzał na Theodosiusa i zamaszyście wypił duży łyk z butelki. Twarz nieco mu spoważniała - Jestem szczęśliwy ze mogłem Was wreszcie zobaczyć, teraz już wiem ze nie zwariowałem... – uśmiechnął się do siebie - nazywam się Mikkoli i będę zaszczycony jeśli napijesz się ze mną Theodosiuszu... - wyciągnął przed siebie rękę z butelką, a twarz stałą się serdeczna...

Z jednej z okolicznych uliczek wybiegła kobieta w lekko podartym ubraniu i wskazując palcem na drużynę krzyknęła głośno – Tam są czarty! Oni to wszystko zrobili! Magi! Wampierze! Bestyje! Pomocy! Straż!
Strażnicy spojrzeli w kierunku kobiety i zbystrzeli momentalnie. Dwóch z nich przygotowało kusze, na wszelki wypadek kierując je nieco poniżej drużyny. Jeden z gwardzistów pewnie wyszedł na przód i ruszył szybkim krokiem dzierżąc w dłoni miecz.
- Opuścić to – powiedział cicho lecz stanowczo a strażnicy natychmiast wykonali rozkaz – I uspokójcie tą histeryczkę.
Dookoła kobiety zebrała się spora grupa ludzi, wszyscy z niechęcią patrzyli na drużynę. Ktoś rzucił kamieniem, który spadł około dwa metry przed wozem...
- Basta! – gwardzista zatrzymał się – Trzy dni w dybach dla tego kto jeszcze się wychyli spośród was. Spokój! Rozejść się! – gwardzista ryknął głośno, ludzie jednak stali i zbierała się ich coraz większa gromadka. Kobiety płakały patrząc na budynek, mężczyźni nienawistnie przyglądali się drużynie...
Gwardzista przeszedł jeszcze kilka kroków po czym zatrzymał się i spojrzał ze złością na tłum.
- Powiedziałem że MACIE SIĘ ROZEJŚĆ! – ryknął na cały głos – Ty! – spojrzał na gwardzistę trzymającego kuszę – Cel! – strzelec spojrzał niepewnie na dowódcę – CEL ! – jednak gdy ten krzyknął jeszcze głośniej, przełykając ślinę podniósł kuszę, ludzie z tłumu popatrzyli się po sobie niepewnie. – Pal!
Bełt wystrzelił ze świstem i runął z impetem w kamienną ścianę tuż obok tłumu.
- Ty! - dowódca krzyknął w kierunku drugiego strzelca, który ze strachem, otarł pot z czoła i podniósł kuszę – Jeśli nie trafisz nie dostaniesz gaży!
Tłum rozpierzchł się dookoła, wszyscy rzucili się do ucieczki, chowając się w wąskich uliczkach.
Dowódca odwrócił się z uśmiechem pełnym satysfakcji i ruszył w kierunku drużyny.
- Witam Lordzie – ukłonił się nieco i ruszył w kierunku Theodosiusa wyciągając rękę – Witam i panów... i panią – uśmiechnął się zalotnie – Co my tu mamy... co tu się do choroby stało ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Czw 20:43, 11 Sty 2007    Temat postu:

Patrzę nadal zdziwiony na maga i gnoma. Słucham uważnie, odzywam się dopiero gdy gnom podaje mi butelkę. Gestem ręki odmawiam.

Dziękuję, w tej sytuacji wolałbym zachować jasność umysłu, a co do waszych wyjaśnień to niewiele mi one mówią. Nadal nie rozumiem Twojej sytuacji Zor... czarodzieju, ani tego kim właściwie jest pan, panie Mikkoli. Ale nieważne, przyjdzie czas na wyjaśnienia...

Przyglądam się z niepokojem straży, ale w momencie gdy zbliżają się na odległość, z której widoczne są ich twarze, mój niepokój znika. Podchodzą. Dowódca krzyczy, ludzie odbiegają. Podaję rękę dowódcy.

Witaj Redhill'u. Proszę cię nie bądź brutalny dla tych ludzi. A to co się wydarzyło to dosyć długa historia... Ci ludzie... Te osoby to moi dawni przyjaciele, odwiedzili mnie, nie widziałem ich przez wieki... Mieliśmy mały wypadek, zostaliśmy zaatakowani, część odniosła rany, przyjechaliśmy do miasteczka po pomoc... I nagle zostaliśmy zaatakowani, nie wiadomo skąd pojawiła się grupa jakiś ludzi, którzy chcieli nas zabić... A potem ten demon... Sam do końca nie wiem jak to się właściwie stało, ale musieliśmy się jakoś bronić,to chyba zrozumiałe. Przykro mi, że teraz wy musicie zrobić z tym porządek. Ale spokojnie, postaram się wynagrodzić tym ludziom ich straty.

Kończąc zdanie zaczynam rozglądać się w poszukiwaniu mojego woźnicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:10, 11 Sty 2007    Temat postu:

- Witam... Nazywam się Redhill Gwynner – dowódca skinął w kierunku towarzyszy Theodosiusa – Niezły bigos się tutaj narobił. Mój staruszek, mimo iż widział wiele to chyba gdyby nie siedział teraz w leśniczówce tylko włóczył się po mieście to by i tak nie uwierzył w to co tutaj można zastać. Rozumiem że walka była... magiczna też... tak ? – westchnął rozglądając się dookoła – to naprawdę spore zamieszanie... Ehh... straty są olbrzymie... i most – spojrzał w jego kierunku i w kierunku gwardzistów po drugiej stronie przepaści – do domu będziesz musiał Theodosiusie chyba statkiem popłynąć... dużo trzeba będzie tłumaczyć...

Do uszu rozmawiających dobiegł tupot kopyt pędzących koni. Dowódca gwardzistów stanął tyłem do drużyny i skierował wzrok ku uliczce prowadzącej tuż nad skarpą. Po chwili z ciemności wyjechało pięć koni, niosących zbrojnych. Wszyscy uzbrojeni byli w oręż bitewny, zbroje i emblematy rodowe. Pierwszy z nich ubrany był w wysoki hełm z kutym jednorożcem ozdobionym kolorowymi wstążkami. Zatrzymał się tuż przed młodym dowódcą patrolu. Mężczyzna skinął na resztę wskazując budynek, by nie stali zbyt blisko. Wszyscy po chwili stali obok wozu. Konie prychały nerwowo.
- Witam – gwardzista ukłonił się przesadnie, po czym zasalutował pięścią do skroni – To lord Theodosius Wandernstin i jego towarzysze. Zostali zaatakowani. Bronili się i... – zawahał się.

- Co się tutaj do cholery dzieje? – zbrojny podniósł przyłbicę, odsłaniając doświadczoną twarz udekorowaną bujnymi siwymi wąsami i brodą.
- Potwory! Zniszczyli dom! Bestyje! Magi! – krzyczało kilka lamentujących kobiet.
- Gwynner. Zajmij się ludźmi.
Gwardzista ukłonił się i wykonał rozkaz. Odszedł zbierając resztę patrolu by zająć się rozgniewanym tłumem.
- Theodosius Wandernstin? Lord z dworu myśliwskiego? – nie czekając na odpowiedź zaczął mówić dalej – Co tu się do cholery dzieje!? Czemu całe miasto jest zniszczone?! Coście za jedni?! Co tu robicie i co się tu stało!? – był wyraźnie rozgniewany – I mam nadzieje że zdajecie sobie sprawę że na używanie magii w mieście trzeba mieć pozwolenie! Gadać cholera a nie patrzeć jak cielęta na kata! I czemu ta kamienica jest zniszczona? – burknął jeszcze coś i przeklął pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trzask




Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 13:29, 13 Sty 2007    Temat postu:

Lezac w wozie,chyba na chwile przysnalem.Budza mnie dopiero krzyki zbrojnego.Podnosze sie z wyraznym grymasem na twarzy.Marszcze brwi jeszcze bardziej wykrzywiajac twarz,probujac zlapac ostrosc obrazu,podrapuje sie po glowie.Gdy dostrzegam gwardzistow i zbrojnych,grymas zamienia sie w niepewne spojrzenie,ktore wedruje na zniszczony budynek.Głosne westchniecie Hmmm...Delikatnie rozgladam sie po towarzyszach po czym
cichym,niezadowolonym szeptem-niech sie ten dzien skonczy wreszcie,zamykam oczy i przykladam glowe do rak...hmmm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jakub




Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:08, 14 Sty 2007    Temat postu:

Z obojętnym wyrazem twarzy przyglądam sie jak gwardziści przeganiają motłoch, a potem jak ich sierżant rozmawia z Theodosiuesem, nie chce się wtrącać wiedząc, że i tak lord ma większe szanse na przekonanie Gwynnera. Na chwile przymykam oczy chcąc dać im odrobine wytchnienia oraz by odciąc się od otaczającego mnie świata. Niestety z tego lekkiego transu wyrywa mnie ciężki tupot kawaleryjskich koni, oraz ryk dowódcy oddziału. Kiedy mówi o pozwoleniu na posługiwanie się magią lekko się unosze i otwieram usta jakbym chcial coś powiedziec lecz zmieniam zdanie i z powrotem ciężko opieram się o burte wozu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomek




Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 19:26, 14 Sty 2007    Temat postu:

Dobry nastrój związany z przyjazdem Redhilla znika momentalnie gdy pojawia się wyższy rangą dowódca. Po wyrazie mojej twarzy widać, że sytuacja nie jest korzystna. Słucham. Słucham uważnie, z poważną miną, z każdym słowem zbrojnego zaciskając zęby coraz mocniej. Gdy kończy przełykam ślinę. Zaciskam pięści, mięśnie szyi naprężają się i od razu wiotczeją. Czekam ze swoimi słowami, jeszcze chwilę, chcę być pewny, że mój rozmówca skończył swoją przemowę. Gdy wreszcie się odzywam, jestem już spokojny, a moje słowa ciche acz mocne.

Jeżeli myślisz, że jestem jednym z tych pyszałkowatych szlachciców, którymi upodobałeś sobie pomiatać, to się mylisz. Mylisz się również jeżeli chodzi o twoje domysły odnośnie tego co się tutaj wydarzyło. Czy myślisz naprawdę, że potrafiłbym sam, czarami doprowadzić do takiej masakry? W takim razie zasługujesz na miano pustego chamskiego łba, za jakiego uchodzisz wśród "prawdziwej" szlachty Kemperbadu, Lugo Gratzu. Nie życzę sobie żebyś mnie obrażał, chyba, że chcesz przekonać się kto jest potężniejszy? Czy tym razem rada miasta znów za tobą stanie? Ciekawe jakich sposobów używasz...

Teraz mój głos zmienia się. Moduluję nim tak, że z każdym kolejnym słowem staje się wyraźniejszy, głośniejszy, by ostatnie zdanie brzmiało dobitnie.

Jeżeli myślisz, że dam sobą pomiatać, to grubo się mylisz. Za kogo ty się w ogóle masz, żeby przyjeżdżać tutaj na wstępie i drzeć mordę bezpodstawnie? Zaraz po sytuacji, z której ledwo uszedłem z życiem? Gdzie byłeś ty i twoi ludzie gdy z moimi przyjaciółmi zostaliśmy zaatakowani w samym centrum Kemperbadu? Co się stało, że pojawiliście się dopiero teraz, po zakończonej bitwie? Czyżbyś bał się wyjść na ulicę? Ale za to twoje stanowisko pozwala ci przyjechać tu teraz i wyżywać się na osobach, którym być może zawdzięczasz życie? Bo nie wiem czy dociera do ciebie, jak wielkie straty mogłoby ponieść miasto, gdybyśmy nie powstrzymali tych szalonych magów! A teraz bądź łaskaw i zorganizuj nam przejście na drugą stronę, gdyż pragnę wrócić do SWOJEGO DOMU.

Kończąc zdanie patrzę prosto w oczy zbrojnego szlachcica.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
humanoid
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:11, 15 Sty 2007    Temat postu:

Lugo Gratz z każdym słowem Theodosiusa stawał się coraz to bardziej czerwony, policzki nadymały mu się a szczęka drżała lekko we wściekłości. Zaciskał mocno pięść na lejcach i nie unikając wzroku lorda mierzył go nienawistnie.
Gwynner zatrzymał się na chwilę i zaciekawieniem i lekkim uśmiechem przyglądał się zaistniałej sytuacji. Podwładni mu strażnicy również oderwali się od kontroli tłumu wlepiając wzrok w oby szlachciców.

- Dość! – koń zbrojnego, piękny czarny ogier z bujną siwą grzywą zaczął dreptać w miejscu i miotać się dookoła. Gratz mówił głośno starając się zapanować nad zwierzęciem co dodatkowo wprawiało go we wściekłość. – Wy! – krzyknął w kierunku towarzyszy Theodosiusa – Zostaniecie poprowadzeni przed sąd! Proście Sigmara by dał wam przychylność rady... Gunner! Spisz ich wszystkich i dostarcz listę do mnie. I dowiedz się kto na bramie dał im wjechać do miasta z bronią! – ściszył nieco głos – A ty Wandernstin... – oczy miał otwarte szeroko, były pełne nienawiści a może nawet furii – Policzymy się jeszcze... będę żądał satysfakcji... Napij się dziś i powspominaj dobre lata życia bo twoje dni są już policzone...

Wypowiadając ostatnie słowa ściągnął lejce i ruszył szybko środkiem zrujnowanej ulicy. Za nim pośpiesznie ruszyła reszta zbrojnych.

Redhill Gwynner odprowadził go wzrokiem i podszedł nieco zakłopotany do drużyny.
- Nie wiem co powiedzieć... – podrapał się po głowie – Przepraszam Theodosiusie. A co do was to wybaczcie ale muszę poznać wasze godności. – rozejrzał się dookoła – Nie mam nic do pisania... – spojrzał na Theodosiusa – domyślam się że nie macie teraz chęci jechać ze mną do koszar by spisać każdego z was...

Nagle jeden z koni ze świty Gratza odłączył się i zawrócił. Młody rycerz podjechał blisko Gwynnera.
- Hrabia Lugo Gratz każe przeprowadzić nadzór nad wszystkimi zamieszanymi w to co się tutaj wydarzyło. Ty Redhillu Gwynnerze masz zebrać wszystkich i pilnować aż do jutra, do czasu aż zostaną podjęte odpowiednie kroki ze strony Rady. Miejsce „aresztu” możecie wybrać sami.

Nie czekając na reakcje gwardzisty rycerze pognał konia w kierunku w którym galopował hrabia.
Gwynner znów zakłopotany odwrócił się do drużyny.
- Wybaczcie... ale nie mam wyjścia – zaczerwienił się lekko i westchnął - Theodosiusie co proponujesz? Jeśli chcesz jechać w raz z kompanami do domu to musisz... musimy zostawić wóz i spłynąć barką. Ale niedługo zacznie świtać... pozostaje jeszcze karczma. Albo mój skromny dom...
- Jedźmy do karczmy – lord odpowiedział z wyraźnym zmęczeniem w głosie.

Wszyscy bez słowa zaczęli wsiadać do wozu. Czarodziej w białej szacie również. Gnom spojrzał niepewnie po wszystkich po czym chwiejnym krokiem podszedł bliżej wozu. Spojrzał nieco zakłopotany na Theodosiusa który przyzwalająco skinął głową. Z uśmiechem wgramolił się do wozu.

Gwynner wskoczył na wóz i krzyknął coś do swoich ludzi.
- Ja poprowadzę, wsiadaj – powiedział spokojnie do Theodosiusa który bez słowa usiadł obok niego zakładając na głową kaptur i chowając zmęczoną twarz w dłoniach.

Po kilku minutach omijania przeszkód na zrujnowanej ulicy wóz dojechał do karczmy niedaleko targu na którym już jacyś handlarze rozkładali stragany. Gwardzista skierował powóz od razu do wozowni. Młody chłopak stajenny z podkrążonymi, niewyspanymi oczyma, wciąż ziewając, odpiął konie. Redhill gestem skierował wszystkich do sali karczemnej. W środku było pusto.
- Poczekajcie chwile – powiedział i zniknął na chwilę za drzwiami zaplecza.
Karczma była zadbana i dość kunsztownie urządzona. Na ścianach pokrytych boazerią wisiały poniszczone sztuki broni, gdzieniegdzie w deskach wypalone były nazwy miejsc gdzie owy oręż został zniszczony. W większości były to bezużyteczne połamane klingi, elementy cepów i dekorowane drzewce włóczni. Uwagę przykuwał jednak wielki rzeźbiony z jednego kawałka drewna, naturalnej wielkości, niedźwiedź, w którego piersi wystawały trzy strzały.
- Chodźcie za mną – powiedział gwardzista wracając do sali niosąc w ręku pęk kluczy. – Mamy szczęście, apartamenty myśliwskie są wolne.
Wszyscy ruszyli po schodach na górę. Thomas szedł kuśtykając lekko, opierając się na drewnianej poręczy. Barley z nieco ubrudzoną od krwi twarzą oddychał głośno przy pokonywaniu każdego kolejnego stopnia. Przeszli przez cały korytarz i ruszyli po kolejnych schodach. Gdy się na nie wspięli były przed nimi już tylko jedne drzwi, tylko jedne na całym piętrze. Gwynner przekręcił klucz i popchnął drzwi.
Przed oczami drużyny ukazała się duża bawialnia, z małym klawikordem przy jednej ze ścian tuż obok kominka, kilkoma kanapami i fotelami pokrytymi futrami dzikich zwierząt. Na ścianach znajdowało się mnóstwo obrazków i obrazów o różnorakiej tematyce. Z bawialni odchodziło dziesięcioro drzwi do pokojów prywatnych oraz jedne na taras wychodzący na główny trakt.
Redhill odpiął pas i rzucił go na jeden z foteli. Demonstracyjnie opadł na kanapę i położył na niej nogi. Odchylił głowę do tyłu i westchnął.
- Cholerna noc... – spojrzał po wszystkich – zaraz służący przyniosą coś do jedzenia i coś na popitkę. – uśmiechnął się lekko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum HUMANOID Strona Główna -> PRZYGODA (Perditor) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 42, 43, 44  Następny
Strona 34 z 44

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin